Mam wyjątkowy sentyment do frazy "just in case".
Tak "na wszelki wypadek" sprawdziłam w 2011 roku czy uda mi się dostać wizę turystyczną do Australii, a 10 dni później wsiadałam do samolotu. "Na wszelki wypadek" wstałam w środku nocy, żeby zapolować na bilet na przedstawienie Hamleta w nowojorskim The Public Theater... Wszystkie moje bardziej odjechane podróżnicze przygody zaczęły się od przekornej myśli, żeby sprawdzić coś, co się wydawało nierealne.