Kolejny wpis

Poprzedni wpis

Migawki

Kolejny wpis

Poprzedni wpis

Pierwszy dzieÅ„ wycieczki Uluru. Nie piszÄ™ safari, bo to jest wycieczka jednak. No ale po etapie Broome - Darwin, nic już nie bÄ™dzie takie samo...

 

Tym razem nie mamy naszego busika z napędem 2WD ani 4WD, tylko coś w tylu miniaturowego "ogórka" z przyczepą. Pewnie większy nie był potrzebny, bo tu taki "outback", że wszędzie jest asfalt, ale ogórek już raz się zakopał w piachu na poboczu i musieliśmy go wypychać. Dlatego tęsknię troszkę za busikiem.

 

Przewodnik jest w porządku. Mark. Szkot na odmianę. Ukończył studia wyższe i napisał pracę ze sportów ekstremalnych (heh, tez bym tak chciała), podróżował prawie po całej Europie, jest instruktorem całego wachlarza sportów wyczynowych i widać ze się zna na rzeczy. Pewnie i tak się nie może w pełni wykazać, no bo właśnie, to jest trzydniowa WYCIECZKA...

 

Ludzi tym razem jest dużo, 17 osób. Większość dłużej ode mnie w Australii, ale mało kto zainteresowany podróżowaniem. Większość po prostu przyjechała tu na "working holiday" czyli wakacje z możliwością pracy, żeby zarobić na utrzymanie. Czyli pracują gdzieś w barze, a potem wylegują się na plaży itp. Trochę strata czasu moim zdaniem, ale cóż...

 

Mamy cztery dziewczyny z Niemiec, dwie Holenderki, parÄ™ Brytyjczyków, JaponkÄ™, WÅ‚oszkÄ™, dziewczynÄ™ z kraju Basków, Irlandczyka, dwóch Australijczyków, AngielkÄ™ i... dwóch chÅ‚opaków ze SÅ‚owacji. Jeden pochodzi z Preszowa. Åšwiat jest maÅ‚y...

 

Napiszę więcej jutro w autobusie, bo teraz już prawie wszyscy idą spać.

 

Zaczęliśmy od zwiedzania Kings Canion. Może zwróciliście uwagę, że do tej pory zawsze pisałam wąwóz, a nie kanion. To dlatego, że jest między nimi istotna różnica. To, co tutaj występuje najczęściej i jest określane jako "gorge" powstało na skutek wyżłobienia terenu przez wodę. Małą rysę czy pęknięcie w skale woda przez wiele set tysięcy lat wyżłobiła do rozmiarów wąwozu.

 

Natomiast kaniony powstają, kiedy pęka skorupa ziemska. Ten tutaj powstał w momencie, kiedy na Ziemi nie było jeszcze wykształconych płyt tektonicznych, więc ciężko stwierdzić jak to się naprawdę stało. Bo zwykle jedna płyta wchodzi pod druga lub przesuwają się w bok względem siebie i powstają uskoki. (przy okazji — Wielki Kanion w Stanach tak naprawdę jest wąwozem).

 

Skały w Kings Canion są osadowe i zbudowane z dwóch różnych typów piasku. Górna warstwa ma więcej kwarcu i jest twarda, dolna jest miękka. Przedziela je wąska warstwa czarnego łupka.

 

Ta budowa miała wpływ na obecny wygląd. Skały na górze są poszarpane i nadal zachowały się pionowe klify w miejscu pęknięcia, dolna warstwa się pokruszyła i częściowo została wypłukana spod górnej, więc się tworzą efektowne nawisy albo luźne gruzowiska.

 

W niektórych miejscach na górze było trochę więcej miękkiego materiału, więc w tych miejscach pod wpływem erozji powstały kopuły podobne do tych paskowanych z Purnululu (Lost City).

 

Zrobiliśmy sobie trzygodzinną wycieczkę wokół ścian kanionu. Mam nadzieję, że zdjęcia wyjdą fajnie, bo naprawdę niektóre miejsca robią wrażenie. Szczególnie pionowe ściany klifów (north and south walls).

 

Garden of Eden

W miejscu, gdzie rozpoczyna się pęknięcie — czyli takim "trójkącie" na samym końcu kanionu jest coś, co się nazywa "rajski ogród". Kilka małych jeziorek na półce skalnej. Powstają po zimowych opadach deszczu i pozostają przez prawie całą resztę roku. Piaskowiec chłonie wodę, ale ta półka skalna znajduje się akurat na wysokości warstwy lupka, która jest dla wody nieprzepuszczalna. Więc w tym naturalnym zakątku życia rosną palmy, drzewa ghost gum i red gum.

 

Zresztą na terenie całego kanionu jest sporo innych przydatnych roślin, choć są one karłowate. Yppi yppi (antyseptyczny biały sok, który może spełniać funkcje plastra, ale też, jeśli się dostanie do oka oślepia na trzy dni — co było wykorzystywane przez Aborygenów jako rytualna kara), blackwood (twarde drewno, które można było kształtować w cieple ogniska i wyrabiać z niego dzidy), rock mint (zioło, pachnie jak mięta, ale jest trujące — Aborygeni wrzucali garść do źródła wody, z którego korzystały zwierzęta i czekali aż zasną = łatwe polowanie). Była też roślinka zwana dzikim tytoniem. Jakaś rzeczywiście daleka krewna, którą żują Aborygenki. Ma lekkie działanie narkotyczne. Warto wiedzieć ;)

 

Po kanionie pojechaliśmy na miejsce biwaku, po drodze zbierając drzewo na opał. Blackwood. Rzeczywiście na dzidy się nadaje, strasznie ostre. Ujmę to tak, drewno nazbieraliśmy, ale w ostatecznym rachunku matka przyroda wygrała potyczkę i zapłaciliśmy zadrapaniami i drzazgami pod skórą ;)

 

Biwak

Hmmm trudno mówić o prawdziwym outbacku skoro biwak jest jakieś 100 metrów od asfaltowej szosy, no ale ok, było ognisko, gotowaliśmy na węglach, a nie gazie i spaliśmy pod gwiazdami.

 

Kolacja prosta — mielone, podsmażone na woku, do tego fasolka z puszki. Dla wegetarian to samo tylko warzywa zamiast mięsa. Hmm kangurów chyba na tej wyprawie nie będzie. Ani zupy dyniowej, ehh... ;)

 

Spinefex Mouse

Malutkie myszki torbacze. Takie jak połączenie myszy i szynszyli. Dzieci wychowują się w kieszonce u mamy tak jak u kangurów. Strasznie sympatyczne zwierzątka. Goniły sobie między nami przy ognisku. Widać, że choć dzikie to jednak człowieka się nie boją.

 

Kończę to pisać następnego dnia. Wstaliśmy jakieś pół godziny przed świtem. No i w końcu mogłam w pełnej krasie zobaczyć Obłoki Magellana :))) O tej porze roku wschodzą późno, ale to lepiej, bo nie było już na niebie księżyca i nie przeszkadzał. Są naprawdę jasne. Takie dwa strzępiaste kłębuszki światła na niebie.

Curtin Springs / Kings Canion

05 września 2011