Praktycznie połowa dnia w autobusie bo musieliśmy przejechać coś koło 500 km.
Zatrzymaliśmy się kilka razy w ciekawych miejscach. Pierwsze było na środku autostrady - zrobić zdjęcia samochodowi, który miał do przedniego zderzaka przywiązane dwa kangury. Prawdziwe, ale nie żywe. Ale nie, to nie byli jacyś sadyści rozwalający zwierzątka po drodze, tylko Aborygeni, którzy wybrali się na polowanie i te kangury planowali zjeść razem ze swoim plemieniem. Po prostu zamiast do bagażnika, władowali je na maskę.
Potem stanęliśmy na chwilę na "osiemdziesięciomilowej plaży". Tyle ma i tak się nazywa. Rzeczywiście robi wrażenie, ale pływać się tam nie da bo są rekiny i (co prawda teoretycznie nie o tej porze roku), ale mogą się pojawić parzące meduzy.
Teraz jesteśmy w Broome. Jest 20.00, od 2 godzin jest ciemno, temperatura około 24’C. W ciągu dnia będzie dobrze powyżej trzydziestu.
W sumie to jeszcze nie czuję tego miejsca. Za krótko tu jestem.
Palmy, luksusowe pensjonaty, karawany wielbłądów na plaży i tego typu obrazki. Jutro chyba zacznę od karmienia krokodyli w parku tuż obok, a potem pójdę na plażę.
Wieczorem idziemy z grupą do kina pod chmurką obejrzeć nowy australijski film Red Dog. Zobaczymy co to za cudo.