Kolejny wpis

Poprzedni wpis

Migawki

Kolejny wpis

Poprzedni wpis

Wstałam koło 7.00 i prawie godzina mi zeszła na prysznic i przepakowanie rzeczy. Poprzedniego wieczoru nie mogłam hałasować bo zjawili się współlokatorzy, którzy wybierali się na wschód słońca w Tikal i dlatego wcześniej poszli spać.

 

W koÅ„cu zeszÅ‚am na Å›niadanie i przy okazji spytaÅ‚am kelnerkÄ™ o park Ixpanpajul (tak, przepisujÄ™ nazwÄ™ z kartki, nie idzie zapamiÄ™tać tych nazw ;) ), a ona na to czy chcÄ™ doÅ‚Ä…czyć do dwóch osób, które siÄ™ tam wybierajÄ… za 45 minut. No chyba!

 

Wyjazd o dziwo punktualnie i o dziwo całkiem wypasionym busem. Ta dwójka to znowu Niemcy - Klaudia i Martin. A sam park oferuje trzy atrakcje - skywalk (ścieżkę widokową i pięć czy sześć wiszących mostów po drodze), zestaw tyrolek i jazdę konną.

 

Tyrolki odpuściłam bo nie wiedziałam ile mi zejdzie na skywalk, a chciałam jeszcze jazdę konną i nie chciałam się spieszyć w upale. Plus na tyrolkach jeździłam stosunkowo niedawno, a konno ostatnio chyba przed 20 laty.

 

Skywalk jest self-guided (temat przewodni dnia jak się potem okazało ;) ). Strażnik parku powiedział, żeby nie robić specjalnie hałasu bo co prawda większość zwierząt jest aktywna w nocy, ale trzeba wypatrywać ptaków, motyli i małp.

 

Kiedy to mówił na ramieniu wylądowała mi ćma wielkości dłoni. On zaczął przepraszać, ona zaskoczyła na ziemię, a ja się zaczęłam motać z aparatem. Gość miał trochę dziwną minę, że zamiast wrzeszczeć powtarzam "o jaka śliczna, piękna, słodziutka", ale koniec końców zwiała mi zanim zdążyłam zrobić zdjęcie :( Podobnie jak nie mam zdjęć takich gigantycznych niebieskich motyli, które tam latały, bo jak latały to aparat nie nadążał, a jak siedziały, to miały złożone skrzydełka i widać było tylko szary spod.

 

Pierwsza cześć ścieżki prowadziła dosyć ostro pod górę. Pogoda jak wczoraj - milion stopni i powietrze o konsystencji wody. A wszyscy się ze mnie śmiali jak chodziłam biegać w upał. To był zaplanowany trening ;)

 

Po drodze widziałam ptaszki podobne do dzięciołów, dziesiątki motyli i takie zwierzątko z długim ogonem i trochę wydłużonym ryjkiem, wielkości psa. Jak się to nazywa? Lemur nie, bo inne umaszczenie, ale sylwetka podobna. Mam! Ostronos białonosy.


Mosty wiszące zaczęły się kiedy wyszłam na szczyt pierwszej górki. Są poprowadzone miedzy kolejnymi pagórkami i mają po 100 kilkanaście metrów długości. Nad ziemią są może 15 - 30 metrów, zależy w którym miejscu. Widoki fajne bo częściowo korony drzew i zwierzaki które tam żyją, a częściowo widok nad dżunglą. Niektóre drzewa właśnie kwitły i śmiesznie wyglądały karmiące się na nich kolibry, które były mniejsze od latających obok motyli.

 

Na samej górze, w najwyższym miejscu Å›cieżki jest zrobiona platforma widokowa, ubikacje i wiata z hamakami. OczywiÅ›cie zadekowaÅ‚am siÄ™ w jednym hamaku na dobre pół godzinki, i biorÄ…c wzór ze strażnika obok, po prostu robiÅ‚am NIC. Bardzo fajnie byÅ‚o. MogÅ‚abym tak częściej ;)

 

No ale resztki nastawienia "nie spać, zwiedzać" wzięły górę i zaczęłam schodzić drugą połową ścieżki. Był tam ostatni i chyba najładniejszy mostek i najlepsze widoki.

 

WróciÅ‚am do recepcji parku, odpoczęłam chwilÄ™ i poszÅ‚am na koniki. Spacer na szczęście z przewodnikiem, który miaÅ‚ już osiodÅ‚ane konie. Lata temu kiedy jeździÅ‚am, najczęściej jeździÅ‚am w kulbace, na oklep i tylko parÄ™ razy w klasycznym europejskim siodle.

 

Gwatemalskie sÄ… kompletnie inne. Drewniane, z wysokim Å‚Ä™kiem i peÅ‚nymi strzemionami. Wodze też sÄ… inne. W Polsce sÄ… to dwa skórzane paski, zwykle nie poÅ‚Ä…czone ze sobÄ…, tu sznurek zwiÄ…zany na supeÅ‚ na karku konia i potem pÄ™tla, którÄ… można zaczepić o Å‚Ä™k. Z tego co widziaÅ‚am to mój przewodnik w ogóle ich nie używaÅ‚ i kierowaÅ‚ koniem nogami.

 

Ale pokazaÅ‚ mi tylko, że koniÅ› ogólnie bÄ™dzie szedÅ‚ sam, a jakby zboczyÅ‚ z drogi, to ciÄ…gnąć w jednÄ… lub drugÄ… stronÄ™ wodze. To siÄ™ dosyć przydaÅ‚o, bo choć przy siodle miaÅ‚am krótki biczyk, to nie chciaÅ‚am z niego korzystać, a konik przez pierwszÄ… poÅ‚owÄ™ trasy jeszcze spaÅ‚ i albo siÄ™ potykaÅ‚, albo lazÅ‚ prosto w jakieÅ› drzewo. MusiaÅ‚am go budzić, żeby siÄ™ nie ocierać o korÄ™. Aaaa... czy ja już pisaÅ‚am, że tu rosnÄ… trujÄ…ce liany (w zasadzie to jadowite bo kÅ‚ujÄ… i wstrzykujÄ… jad, a taka igieÅ‚ka najpierw powoduje dużą opuchliznÄ™, a potem jak siÄ™ jej nie wyjmie albo jest bardzo malutka, to trafia do krwiobiegu i siÄ™ przemieszcza dalej). No normalnie siÄ™ poczuÅ‚am jak w domu (tzn. Australii ;) )

 

Przewodnik nie mówił po angielsku (i jak mój konik też pewnie przysypiał) ale od czasu do czasu albo coś mi pokazywał z konia, albo zasiadał żeby pokazać np. skórkę z węża (to ma jakaś nazwę ale nie pamiętam – a! wylinka).

 

W koÅ„cu wyjechaliÅ›my z lasu na polanÄ™ gdzie siÄ™ pasÅ‚y źrebaki z klaczami i mój zwierzak siÄ™ ożywiÅ‚. Pod koniec wycieczki naprawdÄ™ dobrze mi siÄ™ jechaÅ‚o. Tzn. nie Å‚udzÄ™ siÄ™, że koniÅ› zaczÄ…Å‚ mnie jakoÅ› lepiej sÅ‚uchać, ale miÄ™liÅ›my w koÅ„cu zbieżne interesy :) Ogólnie niezÅ‚y trening przed pustyniÄ… Atakama kiedyÅ› w przyszÅ‚oÅ›ci :P

 

Poczekałam w recepcji (na kolejnym hamaku) na moich Niemców. Obok na drzewie urzędowała rodzina małpek. Porobiłam trochę zdjęć, małpki kompletnie mnie ignorowały.

 

Niemcy się znaleźli i wróciliśmy busem do Flores. Ale w sumie była 13.00, więc jeszcze młoda godzina. Dlatego idąc za motywem przewodnim dnia nr 2 - trudne nazwy - postanowiłam zobaczyć jaskinie Ak'tun Kan.

 

Wiedziałam mniej więcej gdzie to jest, bo przejeżdżaliśmy przez Santa Elena wracając z parku i w sumie dałabym radę dojść tam pieszo, ale był środek dnia, upał, no i chciałam w końcu coś powiedzieć po hiszpańsku.

 

Dlatego wzięłam tuk-tuka.

 

Taka lokalna forma taksówki. Motor a na nim paka w której się mieszczą teoretycznie 3 osoby. Dojechaliśmy, zapytałam o cenę, zrozumiałam odpowiedz, hura!

 

Jeszcze maÅ‚y wtrÄ™t na temat hiszpaÅ„skiego. UżywaÅ‚abym pewnie częściej jakby tu MÓWILI po hiszpaÅ„sku ;) Ale nie, gdzie tam, za prosto by byÅ‚o. DokÅ‚adnie tak jak Australijczycy, Gwatemalczycy skracajÄ… sobie sÅ‚owa. No bo gorÄ…co, to co siÄ™ bÄ™dÄ… wysilać. Tyle, że Australijczycy zostawiajÄ… poczÄ…tek a zjadajÄ… koÅ„cówki. Tu na odwrót. I weź siÄ™ domyÅ›l jakie to byÅ‚o sÅ‚owo. Plus podwójne LL wymawiajÄ… jednak tak jak "j" a nie "dź". Dlatego piwo "kogut" to jednak "gajo" a nie "gadzio". No ale ok, ogarnÄ™.

 

Na miejscu miałam dwie niespodzianki. Dobra i ciekawa. Dobra była taka, że zapłaciłam za wstęp mniej niż to wynikało z przewodnika. Ciekawa, to taka, że było taniej, bo nie było dziś przewodnika. Czyli motyw przewodni 1 - samodzielny spacer.

 

CzołówkÄ™ tym razem spakowaÅ‚am, zrobiÅ‚am zdjÄ™cie planu jaskiÅ„ przed wejÅ›ciem, ubraÅ‚am (kompletnie niepotrzebnie) bluzÄ™ z dÅ‚ugim rÄ™kawem i poszÅ‚am do jaskiÅ„.

 

Kierunek zwiedzania niby oznaczony, ale z rzadka. Jaskinie porozgałęziane na wszystkie strony. Czołówka dawałaby radę lepiej gdyby powietrze miało mniejszą wilgotność, a tak miałam przed sobą snop światła wyraźnie widoczny w mgiełce z wody.

 

Ciekawe wrażenie, takie samotne Å‚ażenie po ciemnych jaskiniach. Raz tylko siÄ™ minęłam z jakÄ…Å› lokalnÄ… rodzinÄ…, poza tym byÅ‚am kompletnie sama i przez wiÄ™kszość czasu bez jakiegoÅ› precyzyjnego pojÄ™cia gdzie jestem. Nie mówiÄ™, raczej szybko zwiedzaÅ‚am ;) No i pomimo obaw znalazÅ‚am wyjÅ›cie.

 

Planowałam wracać pieszo, ale było gorąco, plus kolejny tuk-tuk na mnie zatrąbił po drodze, więc pokonwersowałam z kolejnym kierowcą.

 

Wróciłam do Flores, ale nadal było dosyć wcześnie. Pomyślałam o zoo ale coś wypada zostawić na jutro, więc zamiast tego poszłam w końcu pieszo naokoło wysepki.

 

Jezioro piękne. Widoki jeszcze bardziej super. I kolejna dawka lokalnego kolorytu. Na nadbrzeżu lodzie i zaczepiający właściciele - ale przynajmniej już wiem jak się jutro brać za transport do zoo. Zaimprowizowane plaże i kąpieliska obok portów. Zalane fragmenty drogi i auta i motory przejeżdżające je wpław.

 

TrafiÅ‚am zupeÅ‚nym przypadkiem na centralny ryneczek i dziÄ™ki temu obcziÅ‚am koÅ›ciół na jutro. KupiÅ‚am pocztówki i w koÅ„cu dotarÅ‚am do hostelu.

 

Wzięłam prysznic i pewnie jednak bym się zdecydowała na to zoo ale zrobiłam się głodna, zjadłam pyszny (i wielki) obiad, popiłam gigantycznym koktajlem z arbuza i mięty i akurat obok był pusty hamak. No to stwierdziłam ze tak miało być i czas skończyć ten piękny dzień.

 

I tak sobie nadal siedzę w tym "pirackim / karaibskim" ogródku naszego hostelu. Miałam się ruszyć na zachód słońca nad jeziorem ale byłam w połowie kawy.

 

Juuuutro.

 

Teraz nad nami się błyska ale dalej ani kropli deszczu. Odpukać! Taka pora deszczowa może być. (No i to kolejny trening przed Darwin i Top End jak kiedyś wrócę do Australii w lecie na odmianę).

 

Flores i okolice

27 sierpnia 2016