W środku parku narodowego i nad nami jest NIEBO. To. Jest. Niesamowite! Nie wiem ile tu mają gwiazd ale Droga Mleczna jest widoczna na niebie tuż po zachodzie słońca, a jak się robi zupełnie ciemno po prostu są ich miliony.
W każdym razie namierzyłam Krzyż Południa. Teraz tylko muszę znaleźć Obłoki Magellana.
W sumie większość dzisiaj, to była droga do parku. Po drodze stanęliśmy kilka razy, zakupy, i miasteczko Tom Price.
W parku zaczęliśmy od kanionu Knox. Coś takiego jak Jaworki ale bardziej strome zejście, wyższe ściany i oczywiście wszystko czerwone. Na dnie potok tworzy małe oczka wodne, w których można się kąpać. Chłopcy wskoczyli, mimo że woda jest lodowata. Chris w końcu wskoczył kilka razy, noszący to samo co zwykle w takich sytuacjach noszą Brytyjczycy. Nic. ;)
Po kanionie podjechaliśmy kilkaset metrów do naszego obozu gdzie spędzimy 3 kolejne noce. Mamy 3 namioty, ale połowa z nas zdecydowała się spać na zewnątrz. Mamy coś co się nazywa swag - materac obszyty płótnem namiotowym z klapką na głowę, więc nawet gdyby zaczęło padać to można się zasłonić.
Mamy też prysznic, polowy ale z gorącą wodą i toalety.
Jutro rano spróbujemy wejść na drugą co do wysokości górę w Zachodniej Australii, a po południu zobaczymy najładniejszych kanion.