Hasło dnia: jeśli się czegoś boisz/nie lubisz, nie wspominaj o tym swojemu przewodnikowi ;)
Wczoraj wspinając się na Gore Bruce, wspomniałam Chris, że lubię wszystko za wyjątkiem wspinania się po półkach skalnych idąc bokiem. No więc dzisiaj mieliśmy na początek dnia dwa wąwozy w których trzeba było cały czas się wspinać bokiem po półkach skalnych... Tak, ona też uważała, że to zabawne ;)
Na początek zrobiliśmy Weano Gorge i Handrail Pool. W jednym miejscu była zamontowana metalowa listwa na stromym zejściu. Jeśli będą z tego jakieś zdjęcia, to nie moje. Zostawiliśmy buty, plecaki, aparaty I praktycznie wszystko co się mogło zmoczyć gdzieś po drodze. Miejsce prześliczne, ale więcej czasu spędza się patrząc pod nogi niż oglądając widoki.
Stephanie miała pecha i rozwaliła sobie palec o kamień. Trzeba było zaklajstrować. Zostawiliśmy ja w autokarze u góry i poszliśmy do drugiego wąwozu - Hancock. Jeszcze więcej półek skalnych a na końcu odcinek gdzie trzeba było mieć nogi rozkraczone, jedną opartą o ścianę z jednej i drugą o ścianę z drugiej strony, i trzeba było rozbierać się rękami. Nazywają to "spider walk" (spacer pająka).
Tym razem obyło się bez ofiar. Poszliśmy jeszcze na platformę widokową, która jest 100 m nad miejscem gdzie się schodzą trzy kaniony.
Wróciliśmy do obozu na obiad (hamburgery i kiełbaski z grilla) a po nim pojechaliśmy jakieś 15 km do kolejnego wąwozu Kalaminia. To już był taki wypoczynkowy spacer po dwóch pierwszych. I prawie żadnych półek skalnych na odmianę ;)
Teraz robi się kolacja. Zupa dyniowa i stew. A na deser coś jak legumina. Też jeszcze nie wiem jak to będzie wyglądać ;))