Po atrakcjach Purnululu ten dzień był wyjątkowo spokojny, ale mieliśmy do przejechania sporo kilometrów, żeby się znaleźć: 1) na obszarze Północnego Terytorium, 2) w sensownej odległości od Darwin gdzie mamy być jutro po południu.
Ale zaczęliśmy kąpielą w "najładniejszym" basenie na terenie Zachodniej Australii. Położony na zboczu nad jeziorem. Zobaczycie na zdjęciach. Rzeczywiście sympatyczne miejsce.
Mieliśmy do przejechania jakieś 500 km, więc rozbiliśmy to na mniejsze etapy. Najpierw roadhouse, żeby rozprostować nogi, a potem spacer Ukryta Doliną, której nie mamy w programie, ale Travis chciał nas tam zabrać, żeby opowiedzieć o Aborygenach.
Geologia jest ciekawa (jak większości miejsc tutaj). Rzeka Wiktorii żłobiła sobie koryto przez tutejszy piaskowiec, ale co ileś tam set czy tysięcy lat zmieniała koryto więc pozostały po niej wąwozy, które odchodzą od jej głównego biegu. Więc kiedy zmieniały się warunki klimatyczne i las tropikalny ustępował pustyni, w niektórych naturalnych "kieszonkach" roślinność przetrwała.
Byliśmy właśnie w takim miejscu. Piaskowiec zatrzymuje wodę, tak że jest w skale przez cały rok i dostarcza wilgoci roślinom, a ponieważ skala jest pionowa i ustawiona na południe od słońca (słońce jest tu na północy, pamiętacie?) więc zawsze jest cień i dlatego mogły przetrwać nawet palmy. To są te same, które były w Purnululu — tu jest to drugie endemiczne stanowisko. Poza tym właśnie przez to, że pustynia spotyka się tropikiem, jest tu niesamowicie duża różnorodność roślinności i zwierząt.
I są malowidła aborygeńskie na skałach. Mogli tu polować i znaleźć schronienie przez cały rok, więc było więcej czasu na sztukę.
Travis zrobił nam wstęp do systemu rodzinnego społeczności aborygeńskich i przez to pośrednio do ich sposobu postrzegania świata.
Dużo jest tego, ale chcę zanotować przynajmniej zarysy:
- moiety name (imię) - są tylko dwa pierwiastki (Dhuwa i Yirritja) i wszystko, co żyje, jest jednym albo drugim. To trochę jakby myśleć w kategoriach pierwiastka kobiecego i męskiego (ale nie ma nic wspólnego z płcią). Ludzie, zwierzęta, ogień, myśli, pogoda i ogólnie wszystko, co istnieje, należy do jednego albo drugiego. I jest "rodzina" dla osoby, która nosi to imię. W ten sposób Aborygeni troszczą się o przyrodę — np. zabijając tylko samice, jeśli w stadzie jest mało samców i zabicie jednego mogłoby zagrozić ich rozrodowi albo wypalanie buszu teraz w środku pory suchej, żeby migrujące zwierzęta na początku pory deszczowej miały już młode zielone roślinki do jedzenia.
- skin name (imię genetyczne). Powiedzmy, że mamy trzy typy imion — A, B i C. Kobieta typu A może wyjść jedynie za mężczyznę typu B itd. Rodzi się dziecko, które jest innego typu i znów przepisy regulują kogo może poślubić. Po trzech pokoleniach kółko się zamyka i znów mamy osobę typu A. Zapobiega to degeneracji materiału genetycznego i Aborygeni po 50-55 tysiącach lat są nadal najczystszą genetycznie rasą.
- rodzina. Ogólnie Aborygeni nie wiedzą albo nie przykładają wagi do tego, kto jest ich biologicznym rodzicem. Więc matka i wszystkie jej siostry są "matkami", ojciec i wszyscy jego bracia są "ojcami", bracia matki są "wujkami", a siostry ojca "ciotkami". Więc nawet jeśli coś się stanie biologicznym rodzicom, dziecko ma zapewnioną opiekę. Po trzech pokoleniach rodzi się dziecko, które ma to samo imię genetyczne i "rodowe" co jej/jego dziadek i wtedy jest traktowane również jak "matka" lub "ojciec". W ten sposób starzejący się ludzie mają "rodziców" którzy się nimi zajmą, kiedy będą dziecinnieć ze starości. W sumie to logiczne.
- grupy społeczne. Są cztery szczeble. 1 - ludzie, z którymi można zawsze przebywać, 2-3 - ludzie, z którymi nie można przebywać w określonych okolicznościach, i 4 - ludzie, z którymi nigdy nie wolno przebywać i nawet się o nich nie wspomina. Na przykład mężczyzna nie mógł znać swojej teściowej i innych "teściowych" z plemienia (sióstr matki jego żony). Pozwalało to zachowywać prawo. Jeśli na przykład by źle traktował żonę, to teściowe zbierały się zdecydować jak go ukarać. Skoro ich nie znał, to nie mógł liczyć na ich przychylność i nie wiedział, czy tylko zostanie uderzony, czy oberwie ostrzem w udo. Dlatego z reguły Aborygeni bardzo pilnowali, żeby nie przekraczać praw klanu.
Czas dla nich biegnie cyklicznie tak jak zmieniające się pory roku. Ale również linearnie, bo ich sztuka odzwierciedla zmiany klimatyczne. Kiedy były ciężkie warunki sztuka była uboga, bo nie było czasu się nią zajmować, w czasach dobrobytu były tworzone większe dzieła na skałach. Plus oczywiście sztuka ilustrowała klimat i zwierzęta zamieszkujące te tereny i jak to się zmieniało w czasie.
Mam nadzieje ze w Darwin i Kakadu dowiem się jeszcze więcej.
W drodze na nasz obecny nocleg zaczęła nam trochę odbijać głupawka, bo każdy czuje, że coś super się kończy. Więc po autobusie krążyły piwa i balonik z prezerwatywy ;)
DziÅ› na kolacje kurczak curry. Mniam :)