No to wracam. Trochę szkoda, ale trochę już jestem zmęczona. Tak w sam raz trwał ten wyjazd.
Rano przywitało mnie słońce i niebieskie niebo. Przeszłam się naokoło hotelu i popstrykałam parę zdjęć. Przed ósmą, punktualnie pojawiła się chłopaczek Pablo, żeby mi pomóc z bagażem, zawieść do Panajachel i skontaktować z kierowcą.
Na łodzi chwile pogadaliśmy bo on chciał poćwiczyć swój angielski. Tu w okolicach Atitlan mają enklawy ptaków. Cześć z nich jest migrująca, cześć endemiczna. Pablo miał szczęście żeby zobaczyć na własne oczy quetzala - narodowego ptaka Gwatemali, od którego wzięła nazwę waluta i który jest na fladze. Quetzale są zielone i mają bardzo długie pióra w ogonie, prawie jak rajskie ptaki. Ale piekielnie trudno je spotkać. Pablo miał jeszcze szczęście sfotografować równie rzadkie niebieskie kolibry.
Opowiedział mi też o zatopionych miastach. 1500 lat temu istniały 3 wyspy na jeziorze. Potem poziom wody się podniósł i teraz ich ruiny znajdują się na ponad 40 metrach głębokości. Z tego co udało się wyłowić archeologom wynika, że to były bardzo ważne centra magii i obrzędów Majów. Pablo miał swoją własną teorię, że cześć wyłowionych naczyń i biżuterii jest młodsza i pochodzi z czasów konkwisty hiszpańskiej, kiedy Majowe widząc nadciągających białych specjalnie zatopili swoje skarby jeziorze, w miejscach dla nich świętych.
Na przystani czekał kierowca i właściciel busa. Pożegnałam się z Pablo i wymieniliśmy się kontaktami na Skype - może nam się uda zrobić lekcje na odległość - on poćwiczy angielski, a ja hiszpański. Kierowca mówił tylko parę słów po angielsku, ja jeszcze mniej po hiszpańsku, ale i tak trochę pogadaliśmy. Ten kolisty symbol a la oznaczenia angielskiego lotnictwa to symbol jakiejś partii. Niestety nie wiem czy obecnej, czy z czasów wojny domowej. Tak, poczta nie działa i już. Guatemala City ma 6 milionów mieszkańców. Chicken busy są śmieszne, a ich kierowcy jeżdżą jak wariaci.
Z jeziora Atitlan na lotnisko jest 140 km. Jechaliśmy ponad 3 godziny bo tam gdzie jest "autostrada" (czyli po dwa pasy w każdą stronę) droga jest wybudowana na ponad 2000 metrów n.p.m. Wcina się w skały i nie da się tam zbyt szybko jechać ze względu na ostre zakręty i strome zjazdy i wyjazdy. Z kolei przed Antigua zaczynają się korki, które trwają do samego Guatamela City. W mieście autostrady mają po 5 pasów ale to i tak niewiele pomaga.
No ale mimo wszystko byliśmy punktualnie na lotnisku - o 11.00. Odprawiłam się bez pośpiechu, wydałam ostatnie Quetzale na śniadanie i jakieś drobne dolary na czekoladę dla Helenki i za chwile będę wsiadać do samolotu do Panama City. Mam miejsce przy oknie więc może mi się uda jeszcze pstryknąć trochę Gwatemali z powietrza.