Czemu nie potrafię robić dobrych zdjęć...
Dziś był najpiękniejszy do tej dzień, jeśli chodzi o fotogeniczne miejsca. Wszystkie trzy kaniony, które dziś widzieliśmy to ścisła czołówka w moim małym prywatnym rankingu i każdy był coraz ładniejszy.
Mini Palm Gorge
Zaczęliśmy od spaceru do wąwozu Mini Palm. Nazwa pochodzi od endemicznych palm, które występują jedynie tu i tam, gdzie byliśmy poprzednio (wczorajsze "spa"). W parku Prunululu wszystko jest na dużo większą skalę niż w innych miejscach. Ściany wąwozów tutaj mają po 100-200 metrów wysokości. Oczywiście czerwone, a na ich zboczach w niewiarygodnych miejscach rosną palmy. W ten sposób chronią się przed powodziami w sezonie mokrym i suszami teraz.
Ciekawa jest historia tego miejsca. Półtora miliarda lat temu na tym obszarze były góry, które od samego rdzenia do szczytu szacowane były na 25 km wysokości. Oczywiście większość była pod ziemią, ale i tak były najprawdopodobniej najwyższymi górami, jakie istniały na Ziemi. Po nich pozostało coś, co teraz się nazywa pasmo Osmonda.
Materiał, który podlegał erozji, był znoszony przez wiatr i deszcze do zagłębienia w ziemi gdzie się osadzał i układał warstwami. Nanosiły go dwie rzeki, jedna piasek, druga piasek i glinę. Warstwa po warstwie. Z czasem całość zamieniła się w piaskowiec. Potem, jakieś 100 coś milionów lat temu płyty tektoniczne nasunęły się na siebie i cały ten teren nagle został wypiętrzony. Popękał z wierzchu podczas tego procesu, a deszcze i wiatr zrobiły swoje. Zaczęły powstawać wąwozy.
Dodatkowo, ponieważ na początku to był teren, na który nanoszony był materiał z pasma Osmonda, nie był jednorodny. Od strony północnej były większe kamienie, od strony południowej miękki piasek. Więc kiedy całość zaczęła podlegać erozji od północy, woda zdołała jedynie wyżłobić głębokie kaniony, ale od południa z gór pozostały jedynie oble kopuły — a ponieważ piaskowiec powstał z różnych warstw, teraz są widoczne na nim charakterystyczne paski. Normalnie byłyby to białe i czarne paski (piasek i glina), ale piasek zawiera bardzo dużo żelaza, więc się utlenia i jest czerwony, a w glinie żyją cyjanobakterie (sinice, te najstarsze organizmy na ziemi) i są ciemnobrązowe.
Echidna Chasm
Kolejny wąwóz to był dopiero odjazd! Echidna to kolczatka, nie wiem skąd skojarzenie z kształtem wąwozu. W każdym razie szliśmy wyschniętym dnem potoku, który wyżłobił sobie drogę w skale, nie szerszym niż parę metrów, a czasem węższym niż jeden, a nad nami ściany pionowe i znów kilkaset metrów wysokości. Czerwone. W którymś momencie przestałam robić zdjęcia, bo nie było sensu. Żadnej szansy, żeby zmieścić to w kadrze. Nakręciłam kilka filmików małym aparatem, może coś uda się oddać.
A potem była niespodzianka ;)
Prawie cała nasza grupa zdecydowała się wykupić opcję — przelot helikopterem nad całym masywem!
Nie pytajcie o cenę, BARDZO dużo, ale kurczę, pewnie już nigdy tu nie wrócę, warto to było zrobić. Poza tym nigdy nie leciałam helikopterem i chciałam zobaczyć, jak to jest.
No więc uczucie jest inne niż samolot. Przy starcie samolotu czuje się ten niesamowity kop na początku, kiedy samolot odrywa się od ziemi. Helikopter więcej przypomina ponton na pofalowanej powierzchni wody.
My lecieliśmy w pięcioosobowym. Cztery osoby z tylu, jedna obok pilota. Puściliśmy tam Chrisa, bo była największa szansa, że zrobi najlepsze zdjęcia. Zajęliśmy miejsca z tyłu, dwie osoby przodem, dwie tyłem do kierunku lotu. Ale w sumie to nie robiło najmniejszej różnicy, bo nie mięliśmy drzwi z boku. Zapieli nas pancernymi pasami z czterema punktami, nie wolno nam było mieć żadnych luźnych rzeczy, które mogłyby odlecieć i rozwalić rotor z tyłu. Jedynie okulary przeciwsłoneczne i aparaty na taśmie wokół szyi. Oczywiście dostaliśmy słuchawki i mikrofony i... lecimy.
Ciężko to opisać. Całość trwała 30 minut ze startem i lądowaniem. W powietrzu około 26. Wrażenie jakby to trwało najwyżej pięć. Wszystko się działo tak szybko. Największy problem to umiejętnie wykorzystać czas na zdjęcia, filmy i oglądanie tego "na żywo" ;)
Rzeczywiście, jeśli ktoś chce zobaczyć Purnululu to musi to zrobić z powietrza. Chodząc wąwozami widać małe wycinki, dopiero z góry zaczyna się rozumieć jak potężny to jest teren. Mam nadzieję, że choć cześć zdjęć i filmów odda to, co widziałam.
Po locie mieliśmy lunch i podjechaliśmy do ostatniego wąwozu, który można zobaczyć bez rozbijania obozu na noc w połowie drogi (co pewnie byśmy zrobili, ale nie mamy czasu). W zasadzie to były dwie rzeczy.
Piccininnas / Osmond Range Lookout
Od południowej strony spacer wokół tych prążkowanych kopuł do miejsca skąd był widok na pasmo Osmonda.
A potem do najpiękniejszego wąwozu tutaj — Kathedral Gorge. Może nie najpiękniejszego, ale na pewno z najefektowniejszym końcem. Znowu nie wiem jak to mam opisać, nie wiem co by się mogło zmieścić w amfiteatrze, który woda wyżłobiła pod wodospadem. Dobrych kilka bloków z Millenium. Zrobiłam jedno zdjęcie z ludzikiem, żeby było widać skalę.